Mikołajowi z oczu zwisały sople. Ze złości aż się popłakał, a że było poniżej zera, to mu to wszystko zastygło. Od miesiąca czekał na granicy, bo jakiś inny mikołajowy-uzurpator przyjechał wcześniej udając, że ma prezenty i jest w stanie skutecznie dostarczyć je do wszystkich. Renifery spoglądały na siebie co rusz ogromnie zdumione, jak do tego mogło dojść. I nie przekonywały ich argumenty strażników, że taka jest procedura. Kto pierwszy, ten lepszy.

- Procedura jest dla ludzi, a nie odwrotnie – zżymał się w myślach Mikołaj. Ten prawdziwy. – Ale nic to, poczekamy, zobaczymy. Za chwilę przecież okaże się, że ten pseudo-mikołaj, nawet jeżeli w swym worku ma jakieś prezenty, to nie ma sań, nie ma reniferów. I co najważniejsze, nie wie komu te prezenty zawieźć. Muszę poczekać.

Mijały dni, aż zniecierpliwiony wyczekiwaniem Mikołaj postanowił na chwilę udać się samopas do swego ukochanego Radomia. Poleciał nawet samolotem. Był sam, ale w tych okolicznościach mu to nie przeszkadzało. Liczył, że na miejscu spotka znajomego Inspektora i wybada co w trawie piszczy. Szczególnie, że Renifery nalegały na tę trawę. Najlepiej świeżą i soczystą.

Nie rozczarował się. Ledwo przekroczył próg lotniska, natknął się na Inspektora. Ten chodził skołowany, no bo przecież coś musiało na lotnisku kołować. I powtarzał: p podkreślnik 14, QR kod, wizualizacja, bramka, p podkreślnik 14, QR kod, bramka. No tak, pomyślał Mikołaj, pewnie biedak szuka właściwej bramki, jak to na lotnisku. Mikołaj rozejrzał się dookoła, szukając na tablicach informacji o odlatujących w najbliższym czasie samolotach. Nie znalazł. Nic to, pogadam z nim, pomyślał Mikołaj.

- A gdzie to Pan Inspektor się wybiera przed Świętami? – zagadnął jeszcze wtedy wesoło Mikołaj. Inspektor, sprowadzony ze swojej czasoprzestrzeni na Ziemię, błędnym wzrokiem, cedząc powoli słowa odpowiedział. – Ja? Nigdzie. Przygotowuję się do KSeFu.
W pierwszej chwili Mikołaj pomyślał, że chodzi o jakąś dalekowschodnią sztukę walki, coś jak kung-fu. Ale zaraz się zreflektował, że to jakoś do Inspektora nie pasuje. A poza tym dostrzegł, że zauważalny obłęd w oczach Inspektora niebezpiecznie układał się w trzy litery: V A T.

- A co to jest? - zapytał Mikołaj, trochę jakby pozbawiony instynktu samozachowawczego. Przynajmniej tak uznał po tym, co usłyszał.

- Nowy wspaniały system wystawiania faktur – z dumą odparł Inspektor, któremu najwyraźniej humor się poprawiał. Każdy podatnik, kontynuował Inspektor, będzie wystawiał faktury w ściśle zdefiniowanym formacie, wysyłał do MinFina, a ten wysyłał je dalej do właściwego odbiorcy.

Nie wiedzieć czemu Mikołajowi stanęła przed oczami poczta. Nie elektroniczna, ale ta tradycyjna. Tam też się zanosi listy, które mają trafić do właściwego odbiorcy. A jak odbiorcy nie ma w domu, lub nawet jak jest, to w skrzynce ląduje awizo: proszę zgłosić się po list do najbliższej placówki pocztowej. Mikołaj już sobie wyobraził te kolejki do Minfina po odbiór faktur. No to Renifery się nie ucieszą.

- A my – czyli wszyscy inspektorzy, jak domyślił się Mikołaj – będziemy teraz wiedzieli wszystko co się u podatnika dzieje. U Mikołaja też. Nic nie umknie.

Mikołaj przeraził się. Postanowił najbliższym pociągiem wrócić do Reniferów, a po drodze zastanowić się, czy aby na pewno chce czekać na wpuszczenie do tego pięknego kraju. Może poczekam, aż się wszystko ułoży – przekonywał się w myślach Mikołaj. Ale zrobiło mu się szkoda tych wszystkich, którzy na niego niecierpliwie czekają.


PRZYGODY MIKOŁAJA W POPRZEDNICH LATACH: