Co za rok, co za rok, powtarzał w myślach Mikołaj, snując się powoli w kierunku bliżej mu nieznanym. Ze smutkiem popatrzył na stadko swoich wiernych Druhów. Z jednej strony było mu ich strasznie żal, z drugie był im ogromnie wdzięczny. Z kłopotów już nie mógł przecież bardziej osiwieć, więc Renifery zrobiły to za niego. Dzielne Renifery. Całe bielutkie. Piękny zaiste widok, ale też i znak czasów. A kłopotów miał więcej niż prezentów w tym roku. Gdyby tylko ktoś chciał je dostawać – westchnął Mikołaj.

Powrócił myślami do dnia, w którym wszystko się zaczęło. I wcale nie chodzi o to, że musiał odczekać swoje na granicy, pozostając w izolacji. A dodatkowo parę dni później jeden z Reniferów zachorował na COVID i znowu wszyscy, jak jeden renifer, musieli przeczekać na kwarantannie.

Wcale też najgorsze nie było to, że bez żadnego uprzedzenia zamknięto mu centra handlowe i nie bardzo miał gdzie kupować prezenty. Oczywiście wszystko można teraz kupić przez Internet. To jednak zbyt ryzykowne. Po pierwsze, znaczna część rzeczy płynie z Chin, a to zajmuje czas, a po drugie, pomny doświadczeń z poprzednich lat, panicznie bał się wchodzić w tego rodzaju transakcje. Przecież wszędzie na prawo i lewo trąbią, że te dostawy z Chin to niby nieopodatkowane. A wiadomo, jak się to skończy. Zamiast szukać winnego, wsadzą Mikołaja i po sprawie.

Istota jego zmartwień leżała jednak gdzie indziej. Pamięta, jaki był dumny, gdy po pierwszej kwarantannie Pan Premier wyraził chęć spotkania się z nim. Renifery ciągnęły losy, który pierwszy zrobi selfie z szefem rządu. A Premier, jak to on, zaczął spotkanie od prezentacji i podziękowania za ogromną pracę wkładaną w rozdawanie prezentów. I podkreślał wielokrotnie, jaka to ważna rzecz to, co Mikołaj robi, szczególnie w tych ponurych czasach zarazy, izolacji i lockdown-ów. I że gdyby nie Mikołaj, to ten świat byłby bardzo ponury i smutny. Reniferom pierś rozrywało z dumy.

A potem się zaczęło. Premier stwierdził, iż z badań Narodowego Instytutu Ekonomicznego wynika, że znaczna część społeczeństwa uważa, że to niesprawiedliwe, żeby prezenty dostawała jedynie garstka, która rzekomo na nie zasłużyła. Z tego względu szef rządu zaproponował, żeby wprowadzić opłatę za każdy rozdany prezent.

Renifery aż zatkało. Mikołaj nie czuł się tak podle od czasu, kiedy dowiedział się, że jest częścią jakiejś karuzeli. W tym momencie jego świat runął.

– Ale jak to – zaczął nieśmiało protestować Mikołaj. Przecież śledziłem wszystko, co się dzieje w pięknej Polsce i miało nie być żadnych nowych podatków – wycedził przez zęby.

Pan Premier z kamienną twarzą wyjaśniał. To żaden nowy pomysł – już kilka lat temu się nad tym zastanawialiśmy. Co ważniejsze Mikołaju – powiedział trochę przyciszonym głosem Pan Premier – to nie jest żaden nowy podatek. To jest zwykła opłata. Nic więcej.

Mikołaj patrzył ze zdziwieniem na swojego rozmówcę i nie wiedział, czy on spadł z renifera, czy renifery z niego.

Gdy tylko odzyskał zdolność logicznego myślenia – przeszedł, jak mu się zdawało, do kontrataku. Chciał zadać ostateczny cios w oparciu o przesłanki ekonomiczne, czyli takie, które Pan Premier najbardziej lubi i powiedział:

– Ale w takiej sytuacji nie będę w stanie dać prezentów wszystkim, którzy byli grzeczni. Nie będzie mnie na to stać, gdy ta opłata zostanie wprowadzona. Być może nawet zbankrutuję. Renifery pokiwały ze zrozumieniem głowami wspominając, że i tak będą płaciły większe podatki, bo ktoś uznał, że ich spółka to jakieś obejście prawa. Bo komandytowa, czy jakoś tak.

Pan Premier chyba jednak spodziewał się takich argumentów, bo już całkowicie wyluzowany odparł: Mikołaju, nie przejmuj się. Jeżeli Ty nie dasz rady dać wszystkim prezentów, to my powołamy takiego Narodowego Mikołaja, a obdarowani będą mogli odbierać prezenty w Ruchu.

Mikołaj poczuł się znowu strasznie stary i smutny.


WARTO DOCZYTAĆ: