Bez wątpienia w przedsiębiorcach budzi się coraz większa świadomość tego, że własność intelektualna jest ważna i trzeba o nią dbać. Szczególnie, jeśli firma myśli o dotacjach ze środków publicznych lub pozyskiwaniu finansowania na przykład ze strony funduszy VC. W jednym z ostatnich wpisów na naszym blogu pisała o tym moja koleżanka – Gosia Gałęza. W swoim wpisie zwróciła także uwagę na to, że zadbanie o IP to wielowymiarowe działanie. Z jednej strony bowiem należy „zadbać o właściwą ochronę wypracowanej wiedzy i rozwiązań”, z drugiej jednak trzeba się chronić „przed naruszeniem praw własności intelektualnej innych podmiotów”.

Ten ostatni wątek bywa całkiem niebagatelny, szczególnie gdy firma (np. startup), która poświęciła na rozwój mnóstwo czasu i całkiem sporo pieniędzy zderzy się z tym, że jej rozwiązanie jest zbyt podobne do czegoś, co już objęto ochroną patentową. Co wówczas? Czy pozostaje jej odłożyć wyniki swoich prac na półkę? Otóż nie! Istnieje co najmniej kilka sposobów, by poradzić sobie (w całkowicie legalny i uczciwy sposób) z istniejącymi patentami. Przykładem takiego działania niech będzie historia firmy POSCO Co., Ltd. (czyli koreańskiego giganta z branży stalowej). Przykład być może wyda się nieco trywialny, ale to głównie dlatego, że został uproszczony na potrzeby tego wpisu. Natomiast jego wartość wynika z tego, że opisuje on prawdziwą sytuację, która miała miejsce jakiś czas temu.

Efektywna ekonomicznie produkcja stali

POSCO – jak już wspomniałem jeden z największych producentów stali na świecie – w ramach swoich procesów produkcyjnych prowadził też proces oczyszczania surówki hutniczej z różnego rodzaju zanieczyszczeń. Proces sam w sobie był dość prosty – do wielkiego, nagrzanego tygla, do którego wprowadzono partię surówki hutniczej oraz pewne niezbędne dodatki chemiczne, wstrzykiwano też pod wysokim ciśnieniem argon, czyli jeden z gazów szlachetnych. Sposób wprowadzenia argonu oraz jego prędkość powodowały, że w tyglu tworzyło się zawirowanie, a siła odśrodkowa niejako rozdmuchiwała zanieczyszczenia na boki, gdzie trafiały one w porowatą ścianę tygla.

Cel był osiągany (surówka była oczyszczona), ale proces był nieefektywny. Pory w ścianie tygla pomagały przechwycić i uwięzić zanieczyszczenia, ale jednocześnie powodowały, że uciekła przez nie bardzo istotna ilość ciepła. Ponieważ nie można było dopuścić do wystygnięcia i zakrzepnięcia surówki w tyglu, to grzano go dodatkowo, ponosząc oczywiście dodatkowe koszty tego grzania.

Istniejące rozwiązania poprawiające efektywność

W pewnym momencie postanowiono o konieczności przezwyciężenia tego problemu. Zaangażowano grupę wewnętrznych inżynierów w calu zbadania, jakie istniejące na rynku rozwiązania mogłyby pomóc przezwyciężyć ów problem.

Potencjalne wybawienie znaleziono dość szybko. Było to rozwiązanie firmy Mannesmann GmbH (niemiecka firma założona pod koniec XIX w., która produkowała m.in. rury i inne wyroby stalowe, a która na początku XXI w. została sprzedana – pakiet większościowy przejął brytyjski Vodafone, natomiast dywizję stalową sprzedano do Salzgitter AG - czyli innemu niemieckiemu potentatowi z sektora stali).

Pomysł firmy Mannesmann sprowadzał się w swoim zamyśle do przerobienia tygla na swoisty termos. Czyli, innymi słowy, na dodaniu wokół tygla dodatkowego, otaczającego go płaszcza, a następnie na odessaniu powietrza spomiędzy tych warstw (z wykorzystaniem pompy próżniowej). Brak powietrza (a właściwie jego bardzo ograniczona ilość) powodował oczywiście wstrzymanie transferu ciepła z tygla na zewnątrz, zapewniając w ten sposób mniejsze jego zużycie i redukując konieczność radykalnego dogrzewania tygla.

Obejście patentu

Rozwiązanie zdawało się niemal idealne do zastosowania, jednak na nieszczęście dla POSCO (a na szczęście dla Mannesmann) było ono chronione patentem. Jego wykorzystanie przez POSCO wymagało więc odpowiedniej zgody ze strony posiadacza patentu. Zgoda oczywiście wymagała z kolei uiszczenia odpowiedniej opłaty, która dla POSCO okazała się zbyt wysoka – zniwelowałaby bowiem całą oszczędność wynikającą z zastosowania tego systemu.

Inżynierowie POSCO zdawali sobie jednak sprawę z istnienia metodyki pragmatycznych innowacji oraz z tego, że część zawartych w tej metodyce narzędzi służy właśnie do modyfikowania systemów technicznych tak, by niejako obejść istniejące ograniczenia patentowe, ale jednocześnie by zachować zasadniczą funkcjonalność sytemu. Do pomocy przy realizacji tego wyzwania zaangażowano doradców, którzy pomogli przezwyciężyć problem.

Połączeni w jeden zespół inżynierowie POSCO oraz doradcy rozpoczęli pracę od rozrysowania i rozpisania systemu technicznego Mannesmann na podstawowe komponenty. Przypisano im odpowiednie funkcje, oznaczono te, które tworzyły opisane w patencie zastrzeżenia niezależne i zależne. Następnie „usunięto” z systemu te komponenty, których brak powodował niejako „uwolnienie się” od istniejącego patentu. Były to pompa próżniowa, system sterowania oraz pomniejsze zawory.

 

Zwykłe usunięcie pewnych komponentów to jednak tylko krok na drodze do ostatecznego efektu. Przed inżynierami i doradcami stanęło bowiem wyzwanie dotyczące tego, gdzie i jak zaalokować funkcje, które usunięte komponenty pełniły – innymi słowy, co teraz powinno odsysać powietrze skoro z systemu zniknęła pompa?

Odpowiedź odnaleziono w podstawowych zasadach fizyki, a konkretnie w mechanice płynów. Prosty i powszechnie znany przyrząd zwany zwężką Venturiego powoduje, że płyn (czy też gaz) przepływający przez niego, w chwili gdy natrafia na przewężenie w przekroju (czyli rzeczoną zwężkę), gwałtownie przyspiesza. Jest to klasyczna egzemplifikacja prawa Bernoulliego. Przyspieszenie gazu prowadzi z kolei wprost do zmiany (zmniejszenia) ciśnienia, które wywiera on na ściany otaczającej go rurki. Jeśli zatem w miejscu przewężenia podłączy się dodatkowy przewód, to zacznie ona zasysać gaz (powietrze) z zewnątrz – na przykład z przestrzeni między tyglem a płaszczem ochronnym.

Oczywiście ktoś mógłby zapytać o dodatkowy koszt tłoczenia gazu przez zwężkę Venturiego po to, by osiągnąć wymagane podciśnienie. Zwracam jednak uwagę, że w badanym systemie technicznym taki zasób już istniał i wystarczyło go tylko dobrze wykorzystać – chodzi oczywiście o argon wtłaczany z dużą prędkością do tygla. Skoro i tak się to dzieje, to właśnie rura doprowadzająca argon była idealnym miejscem, by zamontować na niej zwężkę Venturiego z dodatkowym odprowadzeniem do przestrzeni, z której należało odessać powietrze.

Efekt końcowy

Podsumowując – bez ponoszenia dodatkowych kosztów oraz bez pompy próżniowej udało się zapewnić ciągłe odsysanie powietrza niepożądanego w przestrzeni wokół tygla. Jednocześnie system techniczny – mimo iż robi dokładnie to, co robił pierwotnie (lub w języku metodyki pragmatycznych innowacji wciąż pełni tę samą funkcję), to jest tak zmodyfikowany, że nie można go już utożsamić z systemem opisanym w patencie Mannesmann. A skoro tak, to znaczy, że nie narusza on tego patentu i POSCO miało pełne prawo z niego legalnie korzystać (a być może nawet objąć go swoim własnym patentem).

Widać zatem, że o ile cudzy patent może stanowić pewien problem dla rozwoju firmy, to jednak nie jest to problem, którego pokonać nie można. Powyższy przykład jest tylko jednym z wielu tego typu zdarzeń. Co więcej znaczna część z nich nie dotyczyła działalności wielkich, międzynarodowych koncernów, a raczej mniej lub bardziej rozwiniętych startupów, które na drodze rozwoju swojej innowacji napotykały kwestie związane z cudzą własnością intelektualną. Aby je przezwyciężyć sięgały po dobrze ustrukturowaną metodykę i jej narzędzia.