Mikołaj z nieskrywanymi obawami przekraczał granicę Polski. Nawet renifery zachowywały się jak osiołki uparcie drepcząc w miejscu. Na świeżo w pamięci miał perypetie z zeszłego roku, kiedy to wparowała do niego skarbówka jak odpoczywał po trudnym okresie świątecznym. Zarzucono mu wystawianie pustych faktur. A wszystko przez te nieszczęsne gry „Mała księgowa”, którymi obdarował niektóre dzieci. Pół roku spędził w areszcie. Ale koniec końców może i tak czuć się szczęśliwym człowiekiem. Mógł przecież zniknąć na 25 lat. A tak koło sierpnia podreptał z powrotem do domku ciągnąc za sobą wychudzone renifery.

Ale nic to, w tym roku na pewno będzie lepiej – pomyślał Mikołaj – i żwawo ruszył w dalszą podróż saniami, z reniferami wesoło pobrzękującymi dzwoneczkami w rytm dżingel bel.

Ledwo ujechał parę kilometrów, gdy zupełnie niechcący usłyszał rozmowę dwóch rozgorączkowanych przedsiębiorców, którzy jak mu się początkowo wydawało rozmawiali o źródłach. Mikołaj rozmarzył się. Zatęsknił za ciepłymi źródełkami na południu Polski, w których mógłby ogrzać swe wyziębione, no i co by nie powiedzieć, wiekowe ciało. Ale tembr głosu prowadzących rozmowę zburzył te śmiałe plany. Nie chodziło o ciepłe źródełka, ale o jakiś podatek u źródła. Na słowo podatek stężała mu broda, a renifery niespokojnie zastrzygły uszami. Drżącym głosem zapytał o jaki podatek chodzi i czy grozi za to 25 lat więzienia a może i dożywocie?

Napotkani rozmówcy zaczęli się przekrzykiwać:

– Chodzi o płatności za granicę za usługi niematerialne, w przypadku Mikołaja to np. usługi zarządzania i przechowywania prezentów i reniferów w chmurze – powiedział pierwszy rozmówca,

– I trzeba będzie najpierw zapłacić podatek, 19 czy 20%, jakoś tak – dodał drugi,

– Ale fiskus odda wszystko za 6 miesięcy – dodał pierwszy wzburzonym głosem pamiętając jak szybko udało mu się odzyskać VAT z nabytej w ostatnim czasie nieruchomości,

– No chyba, że Mikołaj złoży oświadczenie, że usługodawca prowadzi u siebie rzeczywistą działalność, no i jest naprawdę beneficjentem płatności. A, i że Mikołaj działał starannie.

Mikołajowi zrobiło się słabo. Długo wahał się czy nie zawrócić, ale wtedy stanęły mu przed oczami twarzyczki zmartwionych dzieci i poczłapał niespiesznie przed siebie.

Ponad miesiąc realizował swą misję i wtedy go dopadli. Znajomy inspektor unosząc się w oparach absurdu zapytał:

– Rozdaje Mikołaj prezenty, tak?

– No tak, a co innego mam robić?!– odparł zdumiony Mikołaj.

– I sam Mikołaj na to wpadł i proponuje, żeby nie powiedzieć wdraża, takie pomysły?

– No a kto, renifery – z lekką nutką sarkazmu zapytał zdumiony Mikołaj, a renifery zrobiły oślą minę.

– No właśnie, czyli jak nic schemat podatkowy – rozpoczął swą długą przemowę znajomy inspektor – dzięki któremu obdarowani nie płacą podatku, który normalnie by zapłacili. O takich cudeńkach trzeba informować naszego MinFina. Teraz już takie przekręty nie ujdą na sucho. A procedura jest?

– Jaka znowu procedura? – zapytały chórem renifery bo Mikołaj był właśnie zemdlał.

– Wszystko jest wyjaśnione w przepisach. I objaśnieniach. – odpowiedział zadowolony z siebie inspektor i zaczął instruować tonem wyższości: nie widzę tego najlepiej. Jeszcze gdyby tylko nie było procedury, no to może kara wyniosłaby tylko 2 mln zł, no a tak to musimy dać DYCHĘ.

Pod reniferami ugięły się łapy. Mikołaj dochodził do siebie, gdy inspektor zadał ostateczny cios:

– To ilu osobom taki schemacik Mikołaj zaoferował, bo nie wiem przez ile te 10 mln mam pomnożyć?

 

W kolejnych latach wszyscy głowili się dlaczego Mikołaj przestał przychodzić. Większość zrzuciła to na karb globalnego ocieplenia … Tylko Mikołaj wiedział, że chodziło o „ocieplenie” stosunków z fiskusem.