W czasie jednego ze swoich wykładów, jeden z najbardziej znanych polskich popularyzatorów nauki, prof. Krzysztof Meissner powiedział, że „w fizyce czas oznacza zmianę, a zmiana oznacza upływ czasu”. W tym, zdawałoby się oczywistym stwierdzeniu, odnaleźć można drugie dno, które wpływa na każdy obszar życia człowieka - także na coś, tak odległego od fizyki teoretycznej, jak prowadzenie działalności gospodarczej.

Chyba wszyscy możemy się zgodzić, że czas płynie nieprzerwanie, dla jednych wolniej, dla drugich szybciej (to fakt, a nie przenośnia), a jeśli tak jest, to znaczy to, że wszystko wokół się zmienia. I nie myślę tu o obecnej, zupełnie wyjątkowej sytuacji, która zapanowała na świecie i jest olbrzymią zmianą dla całej ludzkości, która, miejmy nadzieję, w możliwie krótkim czasie przeminie. Mam na myśli tu zmiany bardziej rutynowe, takie, które wiążą się z codziennością i właśnie z codziennym upływem czasu.

W biznesie tego typu zmiany mogą mieć bardzo różnoraki charakter. Zmieniać się mogą preferencje klientów, otoczenie prawne, konkurencja, technologie. Zmianie może podlegać także wnętrze organizacji, np. poprzez wzrost czy spadek zatrudnienia, wzrost płac, zmiany oczekiwań pracowników itp.

Rozwój w firmach

Dla firm oznacza to konieczność ciągłego kroczenia na przód, konieczność nieprzerwanego rozwoju, przełamywania własnych barier i wyważania kolejnych drzwi. Jeśli tylko firma staje w miejscu, to natychmiast zaczyna się cofać względem otoczenia, które prze na wprost. Prawda jest bowiem taka, że w otoczeniu (a często także wewnątrz) firmy zawsze ktoś próbuje pójść do przodu i wyprzedzić pozostałych. Może to być nasz największy konkurent, który w swoim zakładzie właśnie wygospodarował odrobinę przestrzeni i sprzętu i rozpoczyna program rozwojowy nastawiony na poprawę właściwości wytwarzanych produktów. Może to być start-up, który właśnie pozyskał finansowanie od inwestorów na rozwój swojego pomysłu, który w krótkim czasie doprowadzi do zmiany preferencji konsumentów i wyprze z rynku nasze dotychczasowe rozwiązanie. W końcu może to być nasz własny pracownik, który w zaciszu swojego garażu eksperymentuje nad nowym produktem i za chwilę zgłosi go do ochrony patentowej i zmusi nas niejako do nabycia od niego licencji. Podsumowując – otoczenie zawsze i nieprzerwanie rozwija się i próbuje zdobyć jak najwięcej rynku i przychylności konsumentów. Jeśli nasza firma zatrzyma się choć na chwilę, sądząc na przykład, że ostatnia wypracowana innowacja pozwala nam na chwilę stagnacji i spokoju, bo przecież zdobyliśmy dzięki niej sporą część rynku, to bądźmy pewni, że już w chwili zatrzymania dalszego rozwoju zostaliśmy wyprzedzeni przez kogoś na świecie.

Ustaliliśmy zatem, że upływ czasu, to zmiana, a zmiana wymusza ciągły rozwój, także (a może przede wszystkim) w biznesie. Pozostaje jednak pytanie, jak realizować ów rozwój. Wydawać by się mogło, że nie ma jednego uniwersalnego sposobu by się rozwijać, że jesteśmy w dużej mierze skazani na przypadek. Nie wiemy bowiem, jakie pomysły uda się nam wygenerować w trakcie kolejnej burzy mózgów organizowanej w firmie. Nie wiemy, które z nich zyskają przychylność i przyzwolenie na dalszy rozwój (często zależy to w większej mierze od charyzmy prezentującego pomysł, niż od samego pomysłu). Nie wiemy w końcu, jak na nasz pomysł zareagują grupy docelowe – konsumenci bowiem nie wiedzą bardzo często, czego chcą, dopóki tego nie dostaną, a gdy już dostaną, to niemal zawsze twierdzą, że to niemożliwe, że mogli bez tego żyć wcześniej. Innymi słowy zdawać by się mogło, że immanentną cechą rozwoju jest przypadkowość i nieprzewidywalność. Mamy z resztą kilka legendarnych przykładów pokazujących gigantów, którzy nie uwierzyli w ten czy inny nurt rozwojowy i zamiast tego poszli w innym kierunku – przywołam jedynie Kodaka, który nie uwierzył w rewolucję związaną z cyfrową fotografią oraz Nokię, która w swoim czasie nie mogła uwierzyć, że telefon komórkowy bez klawiatury może znaleźć przychylność nabywców.

Innowacje w firmach

Wymienione firmy to, jak już zaznaczyliśmy, giganci. Co jednak z  firmami średnimi, lokalnymi, rodzinnymi? Czy one muszą być skazane na ową przypadkowość rozwoju? Czy muszą liczyć na to, że za każdym razem im się zwyczajnie uda? Czy nie mogą podejść do kwestii rozwoju w bardziej pragmatyczny sposób?

Otóż mogą. Już w połowie XX wieku dostrzeżono, że rozwój, w tym ten związany z technologią i innowacjami, to proces postępujący w czasie. Jako taki podlegać on musi zatem pewnym prawidłowościom i trendom. Nie jest bowiem możliwe, żeby technologie rozwijały się wyłącznie w sposób chaotyczny. Skrupulatne badania Gienricha Altszullera prowadzone w latach 40. i 50. XX w. ujawniły, że problemy napotykane w czasie prób nakreślania koncepcji nowych rozwiązań są problemami, z którymi ktoś, gdzieś, kiedyś się zetknął. Stąd też wniosek, że możliwe jest zastosowanie podobnych rozwiązań, co poprzednicy. Altszuller przeanalizował około 40 000 rozwiązań patentowych i wywiódł z nich ogólne reguły. W ten sposób powstało 40 zasad wynalazczych, które wskazywały kierunki rozwiązań eliminujących występujące powszechnie sprzeczności, które często należy pogodzić w opracowywanym systemie technicznym.

Analizy Altszullera pozwoliły mu także dostrzec pewne prawidłowości w procesie ewolucji systemów technicznych oraz ostatecznie wypracować kilka algorytmicznych narzędzi. Przez kolejne ponad pół wieku narzędzia usprawniające rozwój innowacji ewoluowały, pojawił się szereg zupełnie nowych algorytmów działań, dostrzeżono wiele nowych prawidłowości. W międzyczasie takim usystematyzowanym podejściem do rozwoju i innowacyjności zachwyciły się firmy azjatyckie, w tym także południowokoreańskie czebole, takie jak Samsung, Hyundai czy LG. Wdrożyły one całą kulturę systemowego i algorytmicznego podchodzenia do innowacji i problemów technologicznych, porzucając niemal całkowicie przypadkowość działań.

Krytycy mogliby oczywiście powiedzieć „Gdzie Samsung, a gdzie rodzinna firma z Podkarpacia?”. To niewłaściwe podejście, ponieważ wypracowana przez lata metodyka działań „nauczyła się” rozróżniać skalę przedsiębiorstw, obfitość portfolio produktowego danej firmy czy choćby jej bezpośrednie otoczenie rynkowe. Poszczególne narzędzia przystosowano nawet do działania ze start-upami.

Dziś niemal każda firma może zmienić paradygmat myślenia o innowacjach i podejście do rozwiązywania problemów technicznych i technologicznych. Nie jesteśmy skazani na szukanie po omacku, z nadzieją, że to co odnajdziemy okaże się użyteczne, tanie, praktyczne i dodatkowo, że zachwyci naszych konsumentów. Alternatywą jest takie poszukiwanie rozwiązań, by od samego początku dbać o ich użyteczność, cenę jednostkową, zdolność do ochrony patentowej czy wysoką wartość dla odbiorców. Oczywiście w czasach pandemii najważniejsze jest, by nasz biznes przetrwał. Pandemia jednak nie będzie trwała wiecznie, a gdy się skończy, rozpocznie się odbudowywanie pozycji konkurencyjnej. Warto zadbać o to, by rozwój ten był realizowany w sposób możliwie przemyślany i efektywny. O tym, jak to robić, będziemy pisać w kolejnych artykułach i publikacjach.