Warto zwrócić uwagę na jeden z bardzo istotnych aspektów życia startupów. Aspekt, który niestety często bywa zaniedbywany (intencjonalnie lub po prostu przez nieuwagę i niewiedzę) i niestety często może wstrzymywać potencjał rynkowy, który tkwi w startupie i jego innowacji.

Zaczyna się zazwyczaj od potrzeby lub problemu i jakiegoś, mniej lub bardziej genialnego, pomysłu, który ową potrzebę ma rozwiązać. Autor pomysłu najczęściej jest przekonany o jego absolutnej wyjątkowości (wszak nie znalazł przecież na rynku rozwiązania swojego problemu i musiał je sam wymyśleć). A jeśli rozwiązanie jest wyjątkowe, to powinno przecież zostać docenione przez innych.

Ci bardziej odważni zaczynają w tym momencie inwestować swój czas i pieniądze w rozwój pomysłu. Nierzadko udaje się im także zdobyć zewnętrzne finansowanie, które pomaga im w procesie rozwoju. Co poniektórzy decydują się nawet na porzucenie dotychczasowej kariery zawodowej, stając się pełnoprawnym „startupowcem”. Proces trwa, innowacja się rozwija, pieniądze są wydawane, aż nadchodzi dzień, w którym ktoś (najczęściej potencjalny inwestor lub inny podmiot zainteresowany pomnożeniem swojego kapitału) zadaje pytanie – jak wygląda kwestia własności intelektualnej? Czy przypadkiem podobnego rozwiązania, ktoś już nie opatentował? Czy pomysłodawca ma plan jak chronić własne rozwiązanie przed kopiowaniem?

Nasz przykładowy „startupowiec” czasem się broni, twierdząc, że przecież na rynku nie ma dostępnych podobnych rozwiązań, a skoro nikt tego nie ofertuje, to on może swoje rozwiązanie wprowadzić na rynek, co więcej – może też je opatentować i chronić.

Niestety nic bardziej mylnego - to, że rozwiązanie nie jest obecne na rynku, nie oznacza wcale, że nie jest chronione patentem. Wiele firm, szczególnie dużych koncernów, patentuje rozwiązania nie po to, by sprzedawać je na rynku z wyłącznością, robią to po to, by ich konkurencja nie mogła tego robić.

Z kolei zanim uda się nam ochronić swoje rozwiązanie poprzez złożenie wniosku patentowego, należy wcześniej upewnić się, czy analogiczny system techniczny nie został opisany lub przedstawiony np. w artykułach naukowych czy konferencjach. Takie ujawnienie oznacza bowiem najpewniej, że wolno nam oferować to rozwiązanie na rynku, jednak nie możemy uzyskać już na nie ochrony. Zatem każdy inny podmiot także będzie mógł nas naśladować. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku cudzych patentów, dla których ochrona już wygasła – wolno nam wykorzystać wiedzę z tegoż patentu i wprowadzić produkt na rynek, ale sami już nie uzyskamy na nie nowej ochrony.

Ten przykład jest oczywiście uproszczony i pomija subtelności takie jak geograficzny aspekt ochrony patentowej (innymi słowy – system chroniony w jednej jurysdykcji nie musi podlegać ochronie w innej). Nie mniej, formułując go, miałem intencję wskazania, że często autorzy, skądinąd świetnych pomysłów, zaprzepaszczają ich przyszłość na rynku (lub co najmniej minimalizują skalę ich sukcesu), bowiem zapominają lub odkładają na później kwestię, która powinna tkwić w ich głowach od samego początku prac. Odpowiednie zarządzenie kwestią własności intelektualnej może być bowiem jednym z kluczy do sukcesu, bez którego ów sukces nie zaistnieje lub będzie istotnie mniejszy.

Pozostaje jednak pytanie: jak to robić? Jak uwzględniać kwestię własności intelektualnej? Jak tworzyć rozwiązania i innowacje tak, by nie naruszać cudzych rozwiązań lub je skutecznie omijać? Jak je tworzyć tak, by móc następnie skutecznie ochronić przed zakusami mniejszych konkurentów skłonnych do naśladownictwa lub większych, skłonnych do blokowania?

Design for Patentability

Mogłoby się wydawać, że nie ma jednej, oczywistej odpowiedzi, a każdy przypadek jest inny, każda droga do sukcesu wije się inaczej. To wszystko prawda. Istnieją jednak schematy i wytyczne, które mogą istotnie pomóc. Istnieją narzędzia i algorytmy, które pozwalają metodycznie realizować kolejne kroki w procesie rozwoju danej innowacji, a jednocześnie pilnują, by kwestia własności intelektualnej nie schodziła na dalszy plan (zwiększając tym samym szansę na rynkowy sukces). Zbiór owych pomocnych działań nazywamy metodyką Design for Patentability. Pisaliśmy o tej metodzie już kilkukrotnie i pewnie jeszcze nie raz napiszemy w szczegółach, na czym ona polega. W tej chwili poprzestanę tylko na stwierdzeniu, że jest to, dostępny na wyciągnięcie ręki, schemat postępowania, którego stosowanie niewiele kosztuje, a który może dać bardzo miarodajne efekty.

Warto zobaczyć:

Design for Patentability™ Training Program - Level 1