W dniu wczorajszym przypadł prawdopodobnie jeden z ostatnich w tym roku odczuwalnych przejawów obecności fiskusa w życiu każdego przeciętnego przedsiębiorcy – dzień zapłaty zaliczki na podatek dochodowy za miesiąc listopad.

Naturalnie podatnicy VAT, przy okazji realizowania przelewów na ten podatek tuż po świętach, będą jeszcze mieli okazję do zapewne serdecznego pożegnania mijającego roku podatkowego, a same rozliczenia za 2016 rok dokonywane będą także już w nowym, czyli 2017 roku. Nie zmienia to jednak faktu, iż w takich sytuacjach, tj. gdy pewna granica lub przełom widoczne są już na horyzoncie pojawia się naturalna chęć czy potrzeba podsumowania zamykanego okresu.

No właśnie, jaki był to rok pod względem tematyki podatkowej? Czas na dokładne podsumowania i rekapitulacje zapewne jeszcze przyjdzie (prawdopodobnie również na łamach tego bloga), niemniej bez wątpienia można wskazać, że tak dużego nagromadzenia zmian mających istotny wpływ na podatników próżno szukać w poprzednich latach.

Do najistotniejszych nowości należą z pewnością: wprowadzenie generalnej klauzuli przeciwko unikaniu opodatkowania, liczne zarówno tylko planowane, jak i efektywnie wdrożone nowelizacje przepisów VAT, drobne ale odczuwalne zmiany w ustawie o PCC czy wreszcie modyfikacje w podatkach dochodowych, w tym również uchwalenie istotnych zmian w podejściu do czynności restrukturyzacyjnych takich jak aporty czy wymiany udziałów, które będą obowiązywać od 2017 roku. Można zaryzykować twierdzenie, iż spośród najważniejszych ustaw podatkowych nie było takich, które przebrnęły by przez 2016 rok w niezmienionym kształcie.

Oczywiście nie jest to nowy trend – także w poprzednich latach często podnoszony był zarzut zbyt dużej dynamiki zmian podatkowych, co jest szczególne niekorzystne dla stabilności całego systemu, jak i pewności prowadzenia biznesu. Niemniej ostatnie wydarzenia polegające na zmianie zasad opodatkowania funduszy inwestycyjnych czy swoistej ruletce z kwotą wolną od podatku, a to wszystko w noc (sic!) przed ostatecznym możliwym terminem na ich wprowadzenie, jest kolejnym asumptem do dyskusji nad kierunkiem w którym podąża legislacja podatkowa. I nie chodzi tu nawet o sam charakter dokonanych zmian (ze słusznością kierunku większości z nich trudno polemizować), ale o tempo ich procedowania czy niedostateczną współpracę z odbiorcami tych regulacji – poszczególnym grupami podatników. Kwintesencją tych działań  jest historia podatków branżowych, w tym „znikającego” podatku handlowego, których pierwotne założenia i ich efekt budżetowy nie do końca wytrzymują konfrontację z rzeczywistością.

Dokładając do powyższego ciągle niejasne zapowiedzi wprowadzenia zupełnie nowego jednolitego podatku, zastępującego szereg obecnie występujących danin, nadmiar wrażeń może przyprawić o  lekkie oszołomienie.

Jedno jest pewne, zarówno obecnie sprawujący urząd politycy, jak i ich poprzednicy zbyt rzadko kierują się myślą przypisywaną pewnemu francuskiemu pisarzowi i filozofowi, iż lepsze (szczególnie w ich mniemaniu) jest wrogiem dobrego.

Kończąc, a zarazem nawiązując do przewrotnego w swej istocie tytułu tego wpisu, chciałbym (tak jak mają to w zwyczaju nasi zachodni sąsiedzi) życzyć nam wszystkim żebyśmy w nadchodzącym 2017 roku płacili wyższe, a nawet znacznie wyższe podatki. Jednakże nie jest to oczywiście przejaw złych intencji, wręcz przeciwnie jest to szczera nadzieja, że wzrost ewentualnych obciążeń fiskalnych spowodowany będzie jedynie poprawiającymi się warunkami finansowymi, a nie coraz to nowymi wytworami podatkowego ustawodawstwa.


Interesuje Cię ten temat? Skontaktuj się z autorem artykułu.