Tomasz Michniewicz to podróżnik, dziennikarz i reporter, który jeździ tam, gdzie nikt inny nie dociera, rozmawia z ludźmi, których nikt inny nie słucha, uważnie obserwuje to, czego większość ludzi nie chce dostrzec. Wychodzi poza wąską perspektywę znanego nam i mimo wszystko wygodnego świata, nazywanego często „strefą komfortu”. Nie inaczej jest w przypadku Chrobotu.

Już sam pomysł na książkę daje lekki prztyczek w nos hołubionemu przez nas – nawet nieświadomie – europocentryzmowi, bo z siedmiorga bohaterów Chrobotu w Europie mieszka tylko jeden. A nawet i on nie jest bohaterem „reprezentatywnym”. Bo kto z nas – tak z ręką na sercu – na pytanie o pierwsze skojarzenie z państwem europejskim odpowie bez namysłu: „Finlandia”?

Pozostali bohaterowie rozsiani są po całym świecie: daleka Kolumbia, wszechobecne Stany Zjednoczone, tajemnicza Japonia, gwarne Indie i znajdujące się na marginesie zainteresowań przeciętnego zjadacza chleba Uganda i Zimbabwe. Poznajemy ich w dzieciństwie, towarzyszymy im w pierwszych smutkach i radościach, przeżywamy wraz z nimi trudy dojrzewania i wreszcie wkraczamy w dorosłość. Wprawdzie do pełni szczęścia zabrakło mi takiego dobrania siedmiu historii, by móc powiązać je ze wszystkimi siedmioma kontynentami (w książce mamy swoistą nadreprezentację Afryki i Azji, ze szkodą dla Australii i Antarktydy), być może jednak ten brak równowagi jest w jakiś sposób uzasadniony. Cóż bowiem my, oświeceni ludzie Zachodu (Europy Centralnej), wiemy o takiej na przykład Nyize – ugandyjskiej wiosce, w której przyszła na świat jedna z bohaterek? Chyba tylko to, że obiad trzeba zjeść w całości, bo gdzieś tam w Afryce głodują dzieci. Bo przecież większość z nas tak naprawdę nie wie nawet, gdzie dokładnie leży Uganda.

A w Chrobocie ta Uganda staje się nagle bardzo konkretna, patrzymy na nią bowiem oczami kogoś, kto tam po prostu żyje. I kto (te akapity są akurat trudne do przełknięcia) wcale nie widzi w zagranicznych dobroczyńcach zbawców świata, lecz raczej nieodpowiedzialnych ignorantów, którym wydaje się, że cudowne panaceum na wszystkie problemy nazywa się teraz BLIK. Ktoś powie: „niewdzięczność”, ktoś inny: „a za co właściwie mieliby być wdzięczni?”.

Czytając Chrobot, mamy zresztą wiele okazji do zrewidowania swoich przekonań. Zasiadający do lektury czytelnik może wręcz przeprowadzić ciekawy eksperyment i wyobrazić sobie, jak potoczą się losy poszczególnych bohaterów: przykładowo biały chłopak ze Stanów Zjednoczonych jest zapewne skazany na sukces. Na pewno? Tak naprawdę wcale tego nie wiesz. Siądź ze mną, pogadamy, możesz powiedzieć: „sprawdzam” – mruga do czytelnika Michniewicz.

W tej książce patrzymy na świat nie z perspektywy doniesień prasowych czy raportów organizacji międzynarodowych, ale najzwyklejszych – jak głosi zresztą podtytuł Chrobotu – ludzi świata. Autor ucieka od automatycznych ocen i pokazuje nam bohaterów z krwi i kości, z ich małymi i dużymi problemami. Warto zanurzyć się w te historie i przypomnieć sobie, jak ogromne znaczenie ma w życiu odrobina pokory.