Wygrani i przegrani wysokiej inflacji
Inflacja w Polsce jest na poziomach niewidzianych od 20-30 lat, według danych GUS koszyk dóbr i usług konsumpcyjnych przeciętnego Kowalskiego był maju o 13.9% droższy niż przed rokiem. Czy to dobrze, czy źle? Powszechnie uznaje się, że niska i stabilna inflacja jest optymalnym rozwiązaniem dla gospodarki. Z tych też powodów cele inflacyjne banków centralnych ustalane są z reguły w okolicach 2%. Co jednak w sytuacji takiej jak obecnie, gdy rzeczywista inflacja znacząco przekracza zakładany cel? Wówczas dużo częściej niż w warunkach niskiej inflacji pojawiają się wyraźni beneficjenci oraz wyraźni przegrani.
Kim są owi wygrani i przegrani? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Zależy to bowiem nie tylko od samej inflacji, ale także szerszego kontekstu. Na przykład od tego, jak inflacja ma się do stóp procentowych, a te – pomimo wzrostu w ostatnich miesiącach – w ujęciu realnym pozostają w naszym kraju silnie ujemne. Inne ważne czynniki to struktura zobowiązań i aktywów finansowych oraz oddziaływanie inflacji na stronę dochodową i wydatkową.
W krótkim horyzoncie czasu (1-2 lat) taka sytuacja jaką mamy obecnie to dobra wiadomość dla rządu, i to z kilku powodów. Po pierwsze w warunkach silnego wzrostu cen nominalne wielkości (takie jak PKB, konsumpcja, import, itd.) rosną, co przekłada się na wyższy poziom bazy podatkowej, a tym samym dochodów budżetowych. Po drugie spada realny koszt różnego rodzaju zobowiązań budżetowych, które nie są indeksowane (lub indeksowane w niepełnej skali) do inflacji. Dobrym przykładem jest świadczenie wychowawcze potocznie określane jako 500+, nominalnie wielkość zobowiązań z tego tytułu jest stała (ok. 40 miliardów złotych rocznie), ale w ujęciu realnym jego wartość z roku na rok spada, stanowi też coraz mniejszą część w relacji do rosnących dochodów. Po trzecie, w warunkach silnie ujemnych realnych stóp procentowych koszt obsługi zadłużenia w relacji do dochodów pozostaje relatywnie niski, także ze względu na fakt, że średnia zapadalność zobowiązań to 4-5 lat. Zanim więc większość długu zostanie zamieniona długiem o wyższym oprocentowaniu upływa trochę czasu.
Wszystkie wspomniane powyżej czynniki sprawiają, że rząd – przejściowo – może sobie pozwolić na więcej, bez konsekwencji dla relacji długu do PKB. Dobrze to widać chociażby w prognozie zawartej w wieloletnim planie finansowym – choć w bieżącym i przyszłym roku deficyt sektora finansów publicznych prognozowany jest na poziomie 3.5-4.5% PKB, to równocześnie relacja zadłużenia sektora do PKB spada stopniowo do 52.1% w tym i 51.5% w przyszłym roku (z 53.8% na koniec 2021).
Trzeba jednak pamiętać, że te pozytywne dla budżetu efekty nie trwają z reguły zbyt długo. Z czasem indeksowanie wydatków, pogorszenie koniunktury związane z zacieśnianiem polityki monetarnej oraz przełożenie się wyższych stóp na koszty zadłużenia kończą okres „miodowego miesiąca” dla budżetu, bywa, że w sposób dość gwałtowny. Trzeba się wówczas liczyć z podwyżkami podatków i/lub ograniczaniem niektórych wydatków.
W przypadku gospodarstw domowych ocena wpływu wysokiej inflacji nie jest już tak prosta i jednoznaczna. Sytuacja każdego gospodarstwa zależy bowiem od tego jak inflacja przekłada się na jego dochody i koszty oraz jakie są efekty netto z punktu widzenia oszczędności i zobowiązań. W odniesieniu do dochodów i kosztów w najgorszej sytuacji znajduje się obecnie 20% gospodarstw o najniższych dochodach, nawet jeśli wzrost ich dochodów nadąża za przeciętną inflacją, to i tak wydatki w ich przypadku rosną w większej skali. Dzieje się tak ze względu na fakt, że w koszyku najuboższych gospodarstw większą rolę odgrywają towary i usługi (żywność, użytkowanie mieszkania), których ceny rosną dziś szybciej niż przeciętna. W przypadku tych gospodarstw często odnotowuje się także negatywne efekty bilansowe – wzrost wydatków na obsługę kredytów (nierzadko wysoko-oprocentowanych, tzw. chwilówek) i brak pozytywnych efektów po stronie oszczędności (gospodarstwa te z reguły nie mają nadwyżek).
Wspomniane powyżej efekty bilansowe mogą się okazać ważne także dla wielu gospodarstw o przeciętnych dochodach, a więc takich, które z reguły posiadają znaczące zobowiązania finansowe (np. kredyty mieszkaniowe), ale także pewną skalę oszczędności. W ich przypadku wzrost kosztów obsługi zobowiązań jest dziś znacznie większy od wzrostu dochodów z oszczędności, tym bardziej że banki nie kwapią się do tego by na masową skalę podnosić oprocentowanie depozytów. Taka sytuacja skłania niektórych do wcześniejszego spłacania (lub nadpłacania) kredytów.
Generalnie, dla zdecydowanej większości gospodarstw domowych negatywne efekty wysokiej inflacji przeważają nad korzyściami. Tym bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę konsekwencje obecnej sytuacji dla długoterminowych oszczędności, np. w ramach systemu emerytalnego. W warunkach wysokiej inflacji nie jest łatwo zachować realną wartość tego typu oszczędności, wymagania wobec tych, którzy zarządzają tymi aktywami znacząco rosną. Niełatwo im sprostać.
Zdecydowanie najtrudniej jest ocenić wpływ wysokiej inflacji na sytuację przedsiębiorstw. Tutaj liczba zmiennych, które trzeba brać pod uwagę istotnie wzrasta. Dochodzi także zróżnicowanie sektorowe – procesy inflacyjne w różnych sektorach przebiegają różnie i mają różne oddziaływanie.
Doświadczenia z przeszłości wskazują na kilka prawidłowości. Otóż w krótkim okresie większość przedsiębiorstw może być beneficjentami wyższej inflacji, na co wpływają zarówno efekty wolumenowe (silna sprzedaż) jak też cenowe (stosunkowo duża zdolność przenoszenia rosnących kosztów na klientów – sprzedaż droższych towarów, do których komponenty zakupywane były po niższych cenach). Z czasem jednak, gdy tańsze zapasy podzespołów kończą się, a polityka makroekonomiczna (wzrost stóp procentowych) prowadzi do ograniczenia popytu firmy oferujące podstawowe dobra i usługi radzą sobie z reguły lepiej niż ci oferujący dobra nie mające takiego charakteru.
Drugim efektem jaki można zaobserwować, już w ramach rynków poszczególnych produktów, jest poszukiwanie tańszych alternatyw. Dotyczy to w szczególności tak zwanego rynku masowego. W znacznie mniejszej skali segmentu premium.
Niezwykle ważnym elementem – szczególnie jeśli za wzrostem inflacji stoją zaburzenia łańcuchów dostaw – staje się zarządzanie zapasami. Zarówno w kontekście zapewnienia ciągłości dostaw, jak też utrzymywania optymalnego poziomu zapasów (tym samym angażowania w nie środków finansowych). W warunkach takich jak obecnie może się to wręcz okazać kluczowym czynnikiem.
Czas wysokiej inflacji i wzrostu stóp to także okres testowania bilansów firm i oczyszczania rynku z tak zwanych firm „zombie”, czyli takich, których przetrwanie warunkowane było niskimi kosztami finansowania. Dla dobrze prosperujących firm może to stanowić szansę przejęcia ich udziałów rynkowych, a niekiedy także zasobów.
Ciekawe jest przełożenie inflacji na inwestycje, otóż oczekiwane schłodzenie koniunktury i wyższe oprocentowanie kredytów z reguły skłania firmy do ograniczania inwestycji. Tymczasem historia pokazuje, że często inwestycje dokonywane w okresach takich jak obecnie okazują się bardzo rentowne, przygotowują one bowiem firmę na czas ożywienia koniunktury – gdy ono nadchodzi konkurenci nie są w stanie zaspokoić popytu oddając część rynku tym, którzy inwestycji się nie wystraszyli.
Podsumowując, wśród głównych beneficjentów obecnej sytuacji znajduje się rząd. Te pozytywne efekty nie będą trwały jednak zbyt długo, dlatego też bardzo ważne jest jak te przejściowe korzyści zostaną zagospodarowane, najlepiej by wykorzystać je na wsparcie gospodarstw o niskich dochodach – które znajdują się wśród największych przegranych obecnej sytuacji – oraz na wydatki pro-rozwojowe. Na poziomie firm obecna sytuacja kreuje znacznie większe wyzwania w kontekście zarządzania i osiąganych wyników. Dlatego też, po krótkim okresie, w którym większość sektora przedsiębiorstw odnosi korzyści zaczyna się proces różnicowania na wyraźnych wygranych i przegranych. Warto o tym pamiętać, bo ta trudniejsza faza związana z przebiegiem procesów inflacyjnych jest dopiero przed nami.
Posłuchaj