W starożytności ludzie byli zobowiązani składać ofiary bogom. Pomińmy drastyczne opowieści o ofiarach z ludzi i zwierząt, skupmy się natomiast na ofiarach rzeczowych. Czego to się nie składało w greckich miastach, by spełnić wolę bogów i zapewnić sobie bezpieczeństwo. W wykopaliskach z tamtej epoki znajdowane są najrozmaitsze figurki statków, zwierząt, bogów, herosów, wojowników albo części ciała, które ozdrowiały dzięki bogom (na przykład gliniana lewa noga), kości słoniowe, gliniane kubki i dzbanki. Wiadomo też, że składane w ofierze były również winogrona, sery, ciastka czy kukurydza. Swoistą aberracją wydają się dzisiaj obrzędy ofiarne zwane libacjami. Polegały one na… ceremonialnym wylewaniu wina na ziemię. To musiało budzić frustracje u niektórych. Wyobraźmy sobie młode greckie małżeństwo przygotowujące się do kolacji. Młoda żona ugotowała właśnie rybę, ozdobiła ją oliwkami i mówi do męża:

- Zechciej przynieść ze spiżarni dzban tego dobrego wina, które wczoraj na targu wina kupiłam.

- Nie ma go.

- Jak nie ma??? Wypiłeś???

- Żeby to… Musiałem wylać na ziemię w darze bogom.

I co prawda żona jest zła, ale nie może mieć pretensji do męża. Działał zgodnie z nakazem sił wyższych.

Mniej więcej tak samo działa konstrukcja wiążącego polecenia wprowadzona ostatnio w ramach zmian KSH, a funkcjonująca w holdingach.

Posłuchaj podcastu >>Polecenie wiążące w starożytnej Grecji i dzisiaj