Mit o Parysie
W pewnej lokalnej restauracji „U Chejrona” odbywało się huczne wesele potomków miejscowych bogaczy. Rzecz dzieje się w drugim roku p.p. (przed pandemią), więc gości było wielu, a zabawa trwała godzinami bez nadzoru Sanepidu. Jednym z gości był młody, prężny przedsiębiorca o wdzięcznym imieniu Parys. Posadzono go przy stole z trzema paniami, które zabawiał anegdotkami z życia biznesmena, wzbudzając ich zachwyt. Jednocześnie rozlewał towarzyszkom do kieliszków drogi, złocisty w kolorze szampan, bo rodzice państwa młodych nie szczędzili na weselu pociech. Nie byli jednak utracjuszami, więc na każdy stolik przypadała jedna butelka tego trunku. Wkrótce więc Parys zorientował się, że w butelce zostało szampana na jeden kieliszek, podczas gdy rozbawione panie równocześnie wyciągnęły dłonie ze szkłem w jego kierunku.
- Niestety, wystarczy tylko dla jednej z pań – zafrasował się Parys.
- O! – wykrzyknęła pani o wyglądzie intelektualistki, której imienia w trakcie przedstawiania Parys nie dosłyszał. – To może porywalizujemy o ten ostatni kieliszek?
Pozostałe panie pokiwały akceptująco głowami, a intelektualistka zaczęła:
- Panie Parysie, rozumiem, że prowadzi pan działalność gospodarczą i na pewno planuje pan inwestycje. Zajmuję się konsultingiem gospodarczym i przygotowuję wnioski o decyzje o wsparciu w ramach programu Polska Strefa Inwestycji. Napiszę panu taki wniosek za półdarmo, a pan przez wiele lat nie będzie płacił podatków.
- Proszę nie słuchać Atenki – przerwała jej dobrze zbudowana towarzyszka władczym tonem. – Ja mam, panie Parysie, biuro księgowe. Nowoczesne. Nie boimy się wyzwań i jako jedni z pierwszych opanowaliśmy do perfekcji rozliczenie CIT-u estońskiego. Wiemy nawet, jak to robić po ostatnich zmianach. Założy pan spółkę, a ja pana będę półdarmo rozliczać.
- Panie Parysie – powiedziała trzecia biesiadniczka, o przecudnej urodzie, która poprosiła, by mówić do niej Dytka – ja mam na sprzedaż za półdarmo przepiękny, mały pensjonacik o nazwie „Helena” w samym sercu Bieszczad.
Parys już miał dopytać o szczegóły, ale znów głos zabrała intelektualistka:
- Pan nie słucha Herki. Ten CIT estoński to dla pana będzie w praktyce podatek odroczony o kilka lat. I wcale nie taki niski. A w strefie niczego pan nie zapłaci.
- Jasne, jasne – zaperzyła się właścicielka biura księgowego. – A może byś powiedziała panu, ile trzeba kryteriów spełnić, żeby otrzymać decyzję o wsparciu. I jakie jest teraz zamieszanie przy ustalaniu zakresu zwolnienia podatkowego, jeżeli inwestuje się w już istniejącym zakładzie. Nie wiadomo, czy będzie można zwalniać całość przychodu, czy tylko część. A CIT estoński po najnowszych zmianach jest prościutki aż miło.
- A tu, panie Parysie, są klucze do pensjonatu „Helena’ – uśmiechnęła się Dytka wskazując leżącą na stole swoją torebkę.
- Może i są pewne wymagania, ale niezbyt wygórowane i złagodzone ostatnimi zmianami. A CIT estoński będzie w pana sytuacji ODROCZENIEM podatku – gorączkowała się konsultantka biznesowa.
- Estoński się bardziej opłaca – księgowa była coraz bardziej zdenerwowana i już straciła zainteresowanie zarówno Parysem jak i szampanem, mówiąc tylko do swojej dyskutantki. – Proszszsz. Ja ci to zaraz na liczbach pokażę.
Następnie wyjęła z torebki telefon, włączyła kalkulator i zaczęła liczyć, podczas gdy Atena na bieżąco krytykowała założenia jej działań.
Ale Parys już tego nie słyszał. Najpierw nalał szampana Dytce, a potem ruszył z nią w taniec, marząc o pensjonacie „Helena”.
I to był błąd. Pensjonat „Helena” był może i ładny, ale obciążony ogromną hipoteką. Sen o „Helenie” był mirażem, podczas gdy zwolnienie w PSI i CIT estoński realnymi alternatywami. Tak to z tymi wyborami Parysów bywa…
Posłuchaj