Wygląda na to, że organy skarbowe, a także niektórzy sędziowie NSA, postanowili pomóc psychologicznie, a może także ekonomicznie społeczeństwu. Zaczęli twierdzić, że przejęcie zobowiązania (np. długu z tytułu kredytu) nie jest wydatkiem. Takie twierdzenie z pewnością pomaga wszystkim zadłużonym, ponieważ daje nadzieję, że ich długi zostaną przejęte przez bliżej nieokreślonych dobroczyńców: skoro nie wiąże się to z żadnym wydatkiem, to pewnie uda się namówić kogoś, żeby je przejął za darmo? Być może dobroczyńcami będą zatem właśnie ci urzędnicy, którzy wymyślają takie teorie?

Śmiała teza urzędników, iż przejęcie długu nie wiąże się z wydatkiem, została ostatnio niestety potwierdzona przez NSA. Sprawa dotyczyła aportu przedsiębiorstwa, którego głównym majątkiem była nieruchomość. Wraz z przejęciem przedsiębiorstwa spółka otrzymująca aport przejęła długi z nim związane, w tym kredyt na budowę nieruchomości. Na prostych liczbach można to zilustrować następującym przykładem:

  • wartość nieruchomości (przyjmijmy w uproszczeniu, że to wszystkie aktywa przedsiębiorstwa) = 100
  • wartość przejętych zobowiązań (w uproszczeniu: kredytu) = 80

W oczywisty sposób wartość przedsiębiorstwa wynosiła 20 i o tyle też został podniesiony kapitał zakładowy spółki otrzymującej aport (taką wartość nominalną udziałów wydała ona wnoszącemu aport). Po kilku latach spółka sprzedaje nieruchomość i dowiaduje się od urzędników podatkowych, a także co gorsza od NSA, że na nabycie nieruchomości wydała…20! I taki też koszt może rozpoznać przy sprzedaży. Rozszerzając podejście urzędników na inny przypadek: jak kupimy nieruchomość za 100 i weźmiemy na to kredyt w wysokości 99, to koszt podatkowy nabycia nieruchomości wynosi 100. Natomiast jeżeli kupimy nieruchomość wartą 100, ale w ramach transakcji przejmiemy dług na 99, czyli zapłacimy gotówką 1, to nasz koszt nabycia wynosi…1!

Ta śmiała i rewolucyjna teza wynika z jednego słowa użytego w przepisie, który w uproszczeniu brzmi: „wydatki na nabycie środka trwałego są kosztem uzyskania przychodów przy sprzedaży”. Dalej urzędnicy zaczynają twierdzić, że przejęcie długu nie jest „wydatkiem”, a co za tym idzie nie może być kosztem uzyskania przychodu. Co ciekawe, potrafią twierdzić (słusznie zresztą), że „wydatkiem” jest wartość nominalna udziałów emitowana w ramach aportu – prawdopodobnie wynika to z tego, że mówi się, iż „udziały są wydawane”. A inne zobowiązania niestety są „przejmowane”…

Te absurdalne wnioski urzędników to kolejny przykład dręczącej polski system podatkowy choroby, która nazywa się literalnym podejściem do interpretacji przepisów podatkowych. Nie ma żadnego znaczenia, że przepisy te regulują transakcje gospodarcze, a nie dotyczą literatury pięknej – logika ekonomiczna nie jest używana przy ich interpretacji ze szkodą dla wszystkich. Tak długo, jak takie podejście będzie się utrzymywać, grożą nam bardzo niebezpieczne dla podatników stanowiska urzędników, a także niektórych sądów. Kończąc, życzyłbym wszystkim urzędnikom, którzy twierdzą, że przejęcie zobowiązania nie jest wydatkiem, aby kupili mieszkanie, płacąc cenę rynkową, a potem zorientowali się, że jest ono w całości obciążone hipoteką i muszą tak zabezpieczony dług spłacać. Ciekawe czy równie beztrosko twierdziliby, że przejęcie zobowiązań nie jest kosztem…

Interesuje Cię ten temat? Skontaktuj się z autorem artykułu.